Szelki bezpieczeństwa, czyli dziecko na smyczy
Rodzicielstwo to niekończące się pasmo decyzji. Poród całkowicie naturalny czy z epiduralem? Osobny pokój czy łóżeczko w sypialni rodziców? Szkoła prywatna czy publiczna? Na liście dylematów coraz częściej pojawia się też pytanie, czy chodzić z dzieckiem… na smyczy.
„Dla Twojego aktywnego urwisa, który śmiało stawia pierwsze kroki w górach, nad morzem, lubi uciekać między półkami centrum handlowego...W skład szelek wchodzi regulowana zapinana od tyłu kamizelka oraz "smycz" która pozwala rodzicowi na kontrolę nad dzieckiem w miejscach dla niego niebezpiecznych”.
Opis produktu wygląda całkiem przekonująco, bo przecież bezpieczeństwo dziecka to hasło, które jest w stanie odebrać zdrowy rozsądek nawet najbardziej racjonalnym rodzicom. Choć słowo „smycz” może nasuwać oczywiste skojarzenia, większość mam z podniesioną głową przyjmie gromiące spojrzenia przechodniów, jeśli tylko może uchronić dziecko przed kolejnym z niebezpieczeństw tego świata.
Gotowi na wszystko
Faktycznie, wielu rodziców stosujących uprzęże przyznaje, że ma wątpliwości, czy to aby na pewno dobry pomysł i czuje zakłopotanie w miejscach publicznych, ale w imię bezpieczeństwa pociechy jest w stanie „przełknąć” zarówno zaniepokojone spojrzenia, jak i nierzadko bolesne komentarze.
Mimo ewidentnego braku społecznej akceptacji, zwolenników smyczy dla dzieci nie brakuje. Rodzice twierdzą, że to niebywałe udogodnienie, zwłaszcza dla mam, które muszą mieć na oku więcej niż jednego szkraba. Takiego wyzwania nie zrozumie chyba nikt, kto nigdy nie próbował jedną ręką manewrować wózkiem, a drugą kontrolować energicznego dwulatka. W zatłoczonych centrach handlowych, środkach transportu i przy ruchliwych ulicach taka uprząż może być dla rodzica wybawieniem.
Fot. ebay
Zapobiegliwość czy wygodnictwo?
Tyle tylko, że kiedyś nie było takich wynalazków i przeciwnicy twierdzą, że rodzice sprowadzają dziecko do poziomu psa dla własnej wygody. Nie przekonują ich tłumaczenia, że świat idzie do przodu, a dziecko prowadzone w uprzęży to dość powszechny widok na ulicach Paryża czy innych wielkich miast. Zwolennicy niejednokrotnie są głośno oskarżani o upokarzanie i zniewalanie dziecka. I właśnie takie reakcje są zdaniem psychologów dziecięcych największym źródłem problemu, bo budzą w maluchu poczucie jakiejś kompromitującej inności.
Niech żyje wolność i swoboda...
Trudno tu rozstrzygać na czyjąkolwiek korzyść. Jak zwykle w takich przypadkach wypada zacytować maksymę „Żyj i pozwól żyć” i zamiast pytać, czy stosowanie uprzęży jest moralne, zastanówmy się raczej, czy należy wtykać nos w sprawy innych jeśli dziecku nie dzieje się ewidentna krzywda.
Z drugiej strony, należy pamiętać, by obsesyjna chęć uchronienia dziecka przed niebezpieczeństwem nie przysłoniła nam znaczenia rozwoju niezależności i samokontroli malucha. Jeśli zawsze w odpowiednim momencie szarpniemy dziecko za szelki, nie nauczy się, że nieostrożność i ignorowanie zakazów może mieć bolesne konsekwencje.
Kluczem zdaje się tu być umiar. Nic się nie stanie jeśli raz na jakiś czas skorzystamy z uprzęży, by swobodnie przemieścić się w zatłoczonym miejscu, ale stosowanie jej podczas każdego spaceru w parku chyba rzeczywiście niewiele różni się od wyprowadzania czworonożnego pupila...
Ogromnie ciekawią nas wasze opinie na ten temat. Stosujecie? Popieracie? A może uważacie, że takie szelki bezpieczeństwa są absolutnie niedopuszczalne? Czekamy na wasze komentarze.
Poleć znajomym