Matka Agrafka: „Śmierć jeździ bez pasów”
Na każde 100 wypadków w naszym kraju ginie prawie 12 osób - aż trzy razy więcej niż wynosi średnia europejska. Znacznie gorzej na tle innych Europejczyków wypadamy też w kwestii zapinania pasów bezpieczeństwa. Jedna z naszych użytkowniczek, wraz z kilkorgiem znajomych blogerów, postanowiła zabrać głos w tej sprawie.
Tekst pochodzi z bloga Matka Agrafka:
Pamiętam, jako małe dziecko, w czasach dawnych, całkiem innych i niezrozumiałych dla kolejnego pokolenia, jak złamałam nogę. Rowerzysta mnie potrącił. Były to czasy kiedy każdy kradł w miejscu pracy, kiedy jeszcze wymieniano się, szampon za mięso, a mydło za ubranie dziecięce.
Mój tata był policjantem. Pamiętam jak po pechowym złamaniu kończyny jechaliśmy do szpitala, radiowozem policyjnym. Jednak radiowóz dostał zgłoszenie, zmieniliśmy kierunek jazdy, pamiętam jak patrzyłam na stopy, na jednej miałam czerwonego lakierka z czarną kokardką, na drugiej tylko podkolanówkę.
Jechaliśmy gdzieś. Na miejscu widziałam karetkę pogotowia, lekarzy lub sanitariuszy, którzy stali obok drzewa i palili papierosy, rozmawiali. Miałam zostać w samochodzie i poczekać, drugi radiowóz miał nas zabrać z tego miejsca i podwieźć do szpitala. Mój tata wysiadł z samochodu razem z policjantami, a ja się nudziłam więc wyciągnęłam mocno głowę, żeby widzieć coś przez okno.
Nie mogłam wstać, ani się unieść, bo noga bardzo mnie bolała, jednak kiedy podniosłam mocno głowę widziałam miejsce wypadku. Czarny but leżał przy drodze, obok pracowników pogotowia. Kawałek za drzewem widziałam czarny worek albo brezent, wiem że przykrywał ciało. Przy drzewie stał samochód, Polonez, z tych starych, jednak nie wiem jak się nazywały. Kolor zgniłej zieleni.
Policjanci rozmawiali z ekipą pogotowia, nikt się nie spieszył, nie było do kogo. Przechyliłam głowę i zobaczyłam drugie ciało, spod czarnego materiału wystawała noga, czerwona nogawka. Policjant podszedł do brezentu i podniósł go, nie widziałam nic poza długimi, blond włosami.
Bałam się, ale nie mogłam odwrócić wzroku. Patrzyłam tak, dopóki tata nie podszedł i nie wziął mnie na ręce, przesadził mnie do drugiego samochodu. Pojechaliśmy do szpitala, jednak ja bardzo długo myślałam o tym wypadku. Chyba miałam nawet koszmary. Jednak już nie pamiętam, nie wiem na pewno.
Pamiętam jak w V klasie, w szkole podstawowej, nudziłam się na lekcji matematyki. Jestem humanistką, to nie moje klimaty. Ktoś zapukał do drzwi i pedagog szkolny poprosił koleżankę na korytarz. Później, na lekcji wychowawczej dowiedzieliśmy się, że tata i babcia koleżanki zginęli w wypadku samochodowym. Pamiętam jak płakała na pogrzebie, byliśmy tam całą klasą. Pamiętam jak wołała, „tatusiu, tatusiu”. Ja też płakałam. Chyba wszyscy płakali. Osierocił czworo dzieci, koleżanka z mojej klasy była najstarsza. Trumna była zamknięta.
To było dawno, inne czasy, kiedy nie było takiej świadomości, kiedy nie mówiło się, że zapinanie pasów ratuje życie. Dzisiaj jest inaczej, dzisiaj wszyscy wiemy jak ważne są pasy bezpieczeństwa oraz foteliki samochodowe. Wszyscy wiemy. Więc dlaczego tak często ludzie giną w wypadkach? Wypadają przez szybę? Dlaczego dzieci giną przewożone na kolanach opiekunów? Dlaczego koleżanka wozi dziecko siedzące obok jej fotelika? Bo to niedaleko? Bo tu jest małych ruch? Bo przecież jest sucho a ona jedzie wolno? Bo kupując trumnę dziecku zapłaci zaledwie 8% podatku VAT a za ubranka dla małej aż 23%?
Statystycznie to kobiety częściej zapinają pasy, uważane są zresztą za rozsądniejsze i bardziej odpowiedzialne, więc może i tak jest. Mąż koleżanki nie zapinał nigdy pasów, było mu niewygodnie, poza tym twierdził, że to pasy bezpieczeństwa czasem są powodem śmierci, poniesionej w wypadku. Często się o to kłócili, szczególnie jak gdzieś razem jechali, wtedy czasem ustępował.
Jechali do jej matki, razem z synem, kazała mu zapiąć pasy bezpieczeństwa, marudził, jednak zapiął. Wyjeżdżając z miasta mieli wypadek, samochód jadący na przeciwko zjechał na ich pas, uderzyli w drzewo. Cała trójka miała odbite czerwone ślady na klatkach piersiowych, ślady od pasów bezpieczeństwa. Trafili na obserwację do szpitala. Przeżyli. Mąż koleżanki zawsze już zapina pasy, w szpitalu powiedział jej, że do końca życia będzie ją na rękach nosił, za to że żyje. Mąż i ojciec. Dobry człowiek. Żyje.
Dasz radę utrzymać na rękach słonia? Taką masę będzie miało Twoje dziecko w chwili zderzenia. Twoje ramiona go nie ochronią.
Niezapięty z tyłu kumpel siedzący za Tobą, w chwili zderzenia przełamie nie tylko oparcie Twojego fotela. Zmiażdży Cię. Naprawdę masz siłę zmierzyć się z masą uderzeniową 3750 kg? To tylko 50km/h i 75 kg wagi pasażera.
Poleć znajomym