sielanka napisał(a)
Buka roznie bywa. Jakby to zalezalo od glowy, to mnie by porod laskotal, na porodowke weszlam z rogalem od ucha do ucha (wtedy 3 cm). Byla 22 jakos. O 4 w nocy juz mi nie bylo tak wesolo, zaczelam tracic przytomnosc miedzy skurczami. Ok 9 chcialam, zeby mnie ktos zabil. Jak zaczely sie parte, to juz w ogole... brrr, na samo wspomnienie mna telepie. Ale tez mnie dosc mocno rozerwalo przy wypieraniu, mialam 16 szwow...
Hardcore! Z tym omdleniem się zgadzam, też miałam kryzys, nie umiałam już przeć, z braku sił i ta położna mnie dopingowała. Istny cyrk - nie chciałam na łóżko wchodzić, tyko chciałam rodzić na kucaka, bo najwygodniej mi było na kibelku i na kucaka, bo te parcie się czuje, jak na kupę. Te skurcze mnie tak nie bolały, jak te łapska położnej i próba rozszerzenia szyjki dłonią! Myślałam, że ją zabiję z bólu, jak sprawdzała rozwarcie. Męża do tego zwyzywałam, jak mnie uspokajał i głaskał po głowie. W końcu, jak się wtarabaniłam na te wyro - mąż mnie za 1 nogę trzymał, ta za drugą w powietrzu

, bo już się zbuntowałam, że nie mam sił i nie rodzę.... zgodziłam się na nacięcie, żeby nie popękać, bo przy nacięciu się lepiej chyba goi, niż rana szarpana. CZARNA KOMEDIA! :> JESZCZE NAJLEPSZA 1 MYŚL, jak mi małego wyciągnęli z tej krwi i śluzu - ON JEST RUDY!? hahaha, a to z tej krwi był pomarańczowy

CYRK
Z tymi omdleniami, to miałam podobnie, bo ja nawet mdlałam przy sierpniowym poronieniu w domu.
Co KOBIETA musi przejść, podczas starań, utrzymania ciąży i samego porodu. Facet tylko zazna przyjemności i tyle... jego roboty :/