Fajna Mama w Klubie Sosnowym
Pamiętacie konkurs, w którym uczestniczki walczyły o pobyt w luksusowym SPA? Kasia, która najbardziej zaimponowała nam swoją determinacją, spędziła relaksujący weekend w Klubie Sosnowym, gdzie stawała się jeszcze seksowniejszą Fajną Mamą. Zobaczcie, co mówi o pobycie.
Po długiej podróży w końcu dotarliśmy na miejsce. Nie mogłam uwierzyć, że tak blisko centrum Warszawy znajduje się tak przytulny, spokojny zakątek. Wąska, kręta dróżka prowadziła przez sosnowy las do pięknego pałacyku. Weszliśmy do środka. Niezwykle uprzejma recepcjonistka oprowadziła nas po ośrodku i wręczyła klucze do pokoju. Wnętrze bardzo przestronne, proste- łóżko, kanapa, biurko, dwa krzesła, schludna łazienka.
Zmęczeni długą podróżą padliśmy na łóżko. Synek, który pod koniec podróży miał jej już naprawdę dość wariował na łóżku jak szalony, także razem z mężem robiliśmy za barierki, a jemu daliśmy się wyszaleć i rozprostować. Po chwili odpoczynku w końcu dostrzegłam, że jedna ze ścian jest cała przeszklona. Podeszłam by odsłonić rolety. Urzekł mnie ten widok tańczących za oknem sosen. Kołysały się na wietrze dając niezwykłe widowisko. Gdy już odpoczęliśmy, postanowiliśmy w końcu skorzystać z atrakcji jakie na nas czekały.
Poszliśmy całą trójką na basen. Niestety woda była dla mojego małego mężczyzny za zimna i jego ta przyjemność ominęła. Po pluskaniu człowiek zwykle myśli o czymś do zjedzenia. Udaliśmy się więc do hotelowej restauracji. Ja, amatorka makaronów i szpinaku znalazłam coś akurat dla siebie- penne z kurczakiem, szpinakiem i suszonymi pomidorkami. Mąż jak to mężczyzna postawił na mięso z zapiekanymi ziemniaczkami. Wszystko było przepyszne. Tylko synek został przy daniach ze słoiczka. Wydawał się tym faktem bardzo zbulwersowany, gdyż nieźle rozrabiał podczas naszego obiadu. Po obiadku, naszego łobuziaka zmorzył sen. Mały słodko spał, a my z mężem mieliśmy trochę czasu dla siebie.
Wieczorem czekał mnie zabieg intensywnie nawilżający na twarz. Relaksacyjna muzyka, delikatne oświetlenie i godzina w doborowym towarzystwie uroczej Pani o cudownych dłoniach sprawiły, że zapomniałam o całym świecie i poczułam się jak bogini. W tym czasie mąż dzielnie zajmował się małym szkrabem. Gdy wróciłam, nawet nie zdawałam sobie sprawy, że spędziłam tam tyle czasu. Mąż, gdy zobaczył 'banana' na mojej twarzy nawet nie pytał czy mi się podobało, tylko się uśmiechnął. Stęskniona za synkiem, dałam mojemu mężczyźnie czas dla siebie - sauna, łaźnia, basen. Potem zamiana, późnym wieczorem ja poszłam się odprężyć do sauny, łaźni i groty solnej. Po długim dniu wypełnionym po brzegi atrakcjami synuś zasnął, a my długo rozmawialiśmy i nie tylko...
Łobuziak jak zwykle zrobił nam wczesną pobudkę. Razem z mężem marzyliśmy by jeszcze pospać, ale cóż, siła wyższa. Poranne wygłupy na łóżku, basen, potem śniadanie. Po śniadaniu spacer. W południe miałam umówiony masaż. I kolejna godzina błogiego relaksu. Po południu relaksowaliśmy się jeszcze przed wyjazdem w łaźni. I nadszedł niestety koniec naszego pobytu. Spakowani, wypoczęci fizycznie i psychicznie ruszyliśmy w drogę do domu. Wyjazd wspominam bardzo, bardzo miło. Myślę, że każdej młodej mamie- fajnej mamie należy się taki wypoczynek.
Pobyt w Klubie Sosnowym był nagrodą w konkursie zorganizowanym we współpracy z serwisem Kalorynka.pl
Poleć znajomym